Motyw śmierci w renesansie (odrodzeniu)

W trakcie opracowywania zagadnienia zapoznaj się z opracowaniami i wykorzystaj wskazywane w nich konteksty:

Opracowanie renesansu; Opracowanie renesansu - minimum

opracowanie Hamleta, opracowanie Makbeta, opracowanie Odprawy posłów greckich, opracowanie Trenów;

 

Wiliam Szekspir, Makbet

Makbet, Akt I, scena II (fragm.)

MAKBET

O, jeszcze jedno słowo, ciemne wieszczki!

Przez śmierć Sinela jestem thanem Glamis,

Lecz jak Cawdoru? Than Cawdoru żyje,

Żyje szczęśliwy; żeby królem zostać,

To równie wiary przechodzi granice,

Jak to, że jestem dziś thanem Cawdoru.

Mówcie, skąd dziwna wiedza wam ta przyszła?

Mówcie, dlaczego na tym dzikim stepie,

Tym pozdrowieniem proroczym nasz pochód

Zatrzymujecie? Zaklinam was, mówcie!

Makbet, Akt I, Scena IV (fragm.)

KRÓL DUNCAN

Czy egzekucja Cawdora spełniona?

Czy komisarze nasi powrócili?

MALCOLM

Jeszcze nie, królu, lecz miałem sposobność

Rozmawiać chwilę z świadkiem jego śmierci.

Na rusztowaniu zdradę swoją wyznał,

O twe królewskie błagał przebaczenie,

Swój żal serdeczny za zbrodnię objawił.

Nic piękniejszego nie miał w swoim życiu,

Jak chwila, w której z życiem się tym żegnał;

Umarł, jak człowiek, co umrzeć się uczył;

Skarb swój najdroższy oddał obojętnie,

Jak liche cacko.

Makbet, Akt II, scena III (fragm.)

MACDUFF

[…] Zbudźcie się! Wstańcie! Na gwałt bijcie w dzwony!

Morderstwo! Zdrada! Banquo, Donalbainie,

Malcolmie, wstańcie! Śmierci wizerunek,

Sen otrząśnijcie! Na śmierć patrzcie samą!

Wstańcie! Zobaczcie sądnego dnia obraz!

Malcolmie, Banquo, jak z grobu powstańcie,

I jak umarłych duchy się przybliżcie,

Aby tak wielkiej przypatrzyć się grozie!

Uderzcie w dzwony!

Dzwonią. Wchodzi lady Makbet.

LADY MAKBET

I cóż się to stało,

Że jakby trąby przeraźliwej hasło

Całego domu śpiących tu zwołuje?

Mów! Mów!

MACDUFF

O pani, czułe twoje serce

Nie jest do takiej stworzone boleści.

W kobiety ucho takie słowo rzucić,

Jest to ją zabić!

Wchodzi Banquo.

O Banquo! o Banquo!

Nasz król zabity!

Makbet, Akt V, Scena VII (fragm.)

ROSS

Panie, żołnierski dług syn twój zapłacił.

Żył tylko, póki nie wyrósł na męża,

A skoro tego swą dowiódł dzielnością,

Jednego w boju nie cofając kroku,

Jak mąż tam umarł.

SIWARD

Jak to, więc zabity?

ROSS

Tak jest, i z pola bitwy uniesiony.

Jego zasługą twoich smutków nie mierz,

Bo by nie miały końca.

SIWARD

Odwaga, Rycerz, Ojciec, Syn, Śmierć bohaterskaZ przodu ranny?

ROSS

W czoło.

SIWARD

Więc bożym niech będzie żołnierzem!

Gdybym miał synów tyle, co mam włosów,

Piękniejszej śmierci nie pragnąłbym dla nich.

Niech mu to będzie dzwonem pogrzebowym!

MALCOLM

Więcej wart smutku i znajdzie go u mnie.

SIWARD

Nie więcej, panie; mężnie życie stracił,

Swą długu cząstkę uczciwie zapłacił,

Więc Bóg z nim! — Nowa zbliża się pociecha.

Jan Kochanowski, Treny

Tren I

Wszytki płacze, wszytki łzy Heraklitowe

I lamenty, i skargi Symonidowe,

Wszytki troski na świecie, wszytki wzdychania

I żale, i frasunki, i rąk łamania,

Wszytki a wszytki za raz w dom się mój noście,

A mnie płakać mej wdzięcznej dziewki pomożcie,

Z którą mię niepobożna śmierć rozdzieliła

I wszytkich moich pociech nagle zbawiła.

Tak więc smok, upatrzywszy gniazdko kryjome,

Słowiczki liche zbiera, a swe łakome

Gardło pasie; tymczasem matka szczebiece

Uboga, a na zbójcę coraz się miece,

Prózno ! bo i na sarnę okrutnik zmierza,

A ta nieboga ledwe umyka pierza.

"Prózno płakać" - podobno drudzy rzeczecie.

Cóż, prze Bóg żywy, nie jest prózno na świecie?

Wszytko prózno! Macamy, gdzie miękcej w rzeczy,

A ono wszędy ciśnie! Błąd - wiek człowieczy!

Nie wiem, co lżej : czy w smutku jawnie żałować,

Czyli się z przyrodzeniem gwałtem mocować?

TREN IV

Zgwałciłaś, niepobożna Śmierci, oczy moje,

Żem widział umierając miłe dziecię swoje!

Widziałem, kiedyś trzęsła owoc niedordzały,

A rodzicom nieszczęsnym serca się krajały.

Nigdyć by ona była bez wielkiej źałości

Mojej umrzeć nie mogła, nigdy bez ciężkości

I serdecznego bolu, w którymkolwiek lecie

Mnie by smutnego była odbiegła na świecie;

Alem ja już z jej śmierci nigdy żałościwszy,

Nigdy smutniejszy nie mógł być ani teskliwszy.

A ona, by był Bóg chciał, dłuższym wiekiem swoim

Siła pociech przymnożyć mogła oczom moim.

A przynamniej tymczasem mogłem był odprawić

Wiek swój i Persefonie ostatniej się stawić,

Nie uczuwszy na sercu tak wielkiej żałości,

Której równia nie widzę w tej tu śmiertelności.

Nie dziwuję Niobie, że na martwe ciała

Swoich namilszych dziatek patrząc skamieniała.

TREN V

Jako oliwka mała pod wysokim sadem

Idzie z ziemie ku górze macierzyńskim śladem,

Jeszcze ani gałązek, ani listków rodząc,

Sama tylko dopiro szczupłym prątkiem wschodząc:

Tę jesli, ostre ciernie lub rodne pokrzywy

Uprzątając, sadownik podciął ukwapliwy,

Mdleje zaraz, a zbywszy siły przyrodzonej,

Upada przed nogami matki ulubionej -

Takci się mej namilszej Orszuli dostało.

Przed oczyma rodziców swoich rostąc, mało

Od ziemie się co wznióswszy, duchem zaraźliwym

Srogiej Śmierci otchniona, rodzicom troskliwym

U nóg martwa upadła. O zła Persefono,

Mogłażeś tak wielu łzam dać upłynąć płono?

TREN VII

Nieszczęsne ochędóstwo, żałosne ubiory

Mojej namilszej cory!

Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie,

Żalu mi przydajecie?

Już ona członeczków swych wami nie odzieje -

Nie masz, nie masz nadzieje!

Ujął ją sen żelazny, twardy, nieprzespany...

Już letniczek pisany

I uploteczki wniwecz, i paski złocone,

Matczyne dary płone.

Nie do takiej łożnice, moja dziewko droga,

Miała cię mać uboga

Doprowadzić! Nie takąć dać obiecowala

Wyprawę, jakąć dała

Giezłeczkoć tylko dała a lichą tkaneczkę;

Ojciec ziemie brełeczkę

W główki włożył. - Niestetyż, i posag, i ona

W jednej skrzynce zamkniona!

TREN VIII

Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,

Moja droga Orszulo, tym zniknieniem swoim!

Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:

Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło.

Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała,

Wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała.

Nie dopuściłaś nigdy matce się frasować

Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować,

To tego, to owego wdzięcznie obłapiając

I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.

Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu,

Nie masz zabawki, nie masz rozśmiać się nikomu.

Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje,

A serce swej pociechy darmo upatruje.

TREN IX

Kupić by cię, Mądrości, za drogie pieniądze!

Która, jesli prawdziwie mienią, wszytki żądze,

Wszytki ludzkie frasunki umiesz wykorzenić,

A człowieka tylko nie w anioła odmienić,

Który nie wie, co boleść, frasunku nie czuje,

Złym przygodom nie podległ, strachom nie hołduje.

Ty wszytki rzeczy ludzkie masz za fraszkę sobie,

Jednaką myśl tak w szczęściu, jako i w żałobie

Zawżdy niesiesz. Ty śmierci namniej się nie boisz,

Bezpieczna, nieodmienna, niepożyta stoisz.

Ty bogactwa nie złotem, nie skarby wielkimi,

Ale dosytem mierzysz i przyrodzonymi

Potrzebami. Ty okiem swym nieuchronionym

Nędznika upatrujesz pod dachem złoconym,

A uboższym nie zajźrzysz szczęśliwego mienia,

Kto by jedno chciał słuchać twego upomnienia.

Nieszczęśliwy ja człowiek, którym lata swoje

Na tym strawił, żebych był ujźrzał progi twoje!

Terazem nagle z stopniów ostatnich zrzucony

I między insze, jeden z wiela, policzony.

TREN X

Orszulo moja wdzięczna, gdzieś mi się podziała?

W którą stronę, w którąś się krainę udała?

Czyś ty nad wszytki nieba wysoko wniesiona

I tam w liczbę aniołków małych policzona?

Czyliś do raju wzięta? Czyliś na szczęśliwe

Wyspy zaprowadzona? Czy cię przez teskliwe

Charon jeziora wiezie i napawa zdrojem

Niepomnym, że ty nie wiesz nic o płaczu mojem?

Czy, człowieka zrzuciwszy i myśli dziewicze,

Wzięłaś na się postawę i piórka słowicze?

Czyli się w czyścu czyścisz, jesli z strony ciała

Jakakolwiek zmazeczka na tobie została?

Czyś po śmierci tam poszła, kędyś pierwej była,

Niżeś się na mą ciężką żałość urodziła?

Gdzieśkolwiek jest, jesliś jest, lituj mej żałości,

A nie możesz li w onej dawnej swej całości,

Pociesz mię, jako możesz, a staw' się przede mną

Lubo snem, lubo cieniem, lub marą nikczemną!

TREN XVII

Pańska ręka mię dotknęła,

Wszytkę mi radość odjęta:

Ledwe w sobie czuję duszę

I tę podobno dać muszę.

 

Lubo wstając gore jaśnie,

Lubo padnąc slońce gaśnie,

Mnie jednako serce boli,

A nigdy się nie utoli.

 

Oczu nigdy nie osuszę -

I tak wiecznie płakać muszę!

Muszę płakać! - O mój Boże,

Kto się przed Tobą skryć może?

[...]