Motyw altruizmu w pozytywizmie (realizmie)
W trakcie opracowywania zagadnienia zapoznaj się z opracowaniami i wykorzystaj wskazywane w nich konteksty:
opracowanie pozytywizmu; opracowanie pozytywizmu - wersja minimum;
opracowanie Lalki; opracowanie Mendla Gdańskiego; opracowanie Nad Niemnem; opracowanie Pani Bovary; opracowanie Potopu; opracowanie Zbrodni i kary;
Bolesław Prus: Lalka
Rozdział VIII LASY, RUINY I CZARY
„Dawniej robiłem stolarszczyznę i nie mogłem nadążyć. Za jakie parę lat odłożyłbym z tysiąc rubli. Ale spaliłem się tamtego roku i już nie mogę przyjść do siebie. Drzewo, warsztaty, wszystko poszło na węgiel, a mówię łasce pana, był taki ogień, że najtwardsze pilniki stopiły się jak smoła. Kiedym spojrzał na pogorzel, tom ino plunął ze złości, ale dziś nawet mi szkoda tej śliny...”
Rozdział XII W JAKI SPOSÓB ZACZYNAJĄ OTWIERAĆ SIĘ OCZY
Kiedy Wokulski wrócił do domu, zastał u siebie Węgiełka, który czekał na niego od godziny.
Chłopak wyglądał po warszawsku, ale był trochę mizerny.
- Wychudłeś, zbladłeś - rzekł Wokulski przypatrzywszy mu się. Łajdaczysz się czy co?...
- Nie, panie, tylko dziesięć dni chorowałem. Coś mi się zrobiło na szyi takie paskudne, że mnie doktór pokrajał. Ale już wczoraj poszedłem do roboty.
- Potrzebujesz pieniędzy?
- Nie, panie. Chciałem tylko opowiedzieć się względem powrotu do Zasławia.
- Już cię korci. A nauczyłeś się czego?
- Ojej! I ze ślusarką się trochę... i według stolarki... Koszyków nauczyłem się też wcale pięknych i rysować. A nawet jakby przyszło do malowania, to też...
Mówiąc to kłaniał się, rumienił i miętosił czapkę w ręku.
- Dobrze - odezwał się po chwili Wokulski. - Na narzędzia dostaniesz sześćset rubli. Wystarczy?... A kiedy chcesz wracać?
Chłopak zaczerwienił się jeszcze mocniej i pocałował Wokulskiego w rękę.
- Bo ja jeszcze, z przeproszeniem łaski pańskiej, chciałbym się ożenić... Tylko nie wiem...
Poskrobał się w głowę.
- Z kimże to? - spytał Wokulski.
- Z tą panną Marianną, co mieszka u furmanów Wysockich. Ja też mieszkam w tym domu, tylko na górze.
"Chce się żenić z moją magdalenką?" - pomyślał Wokulski. Przeszedł się po pokoju i rzekł:
- A dobrze ty znasz pannę Mariannę?
- Co nie mam znać? Przecie widujemy się co dzień trzy razy, a czasami to i przez całą niedzielę albo ja siedzę u niej, albo oboje u Wysockich.
- No tak. Ale czy wiesz, czym ona była przed rokiem?,
- Wiem, panie. Ledwiem tu przyjechał z łaski pańskiej, zaraz Wysocka mówi do mnie: "Uważaj, młody, bo ona się puszczała..." Takim sposobem od pierwszego dnia wiedziałem, co ona za jedna; okpistwa ze mną nie robiła żadnego.
[...]
- A zatem?... - spytał Wokulski.
- Ha, cóż? ożenię się po świętach - odparł Węgiełek. - Przecie ona za nie swoje grzechy cierpieć nie może. Nie jej to była wola.
- Masz jeszcze jaki interes?
- Już nic.
- Więc bywaj zdrów, a przed ślubem wstąp do mnie. Ona będzie miała pięćset rubli posagu, no i co potrzeba na bieliznę i gospodarstwo.
Węgiełek opuścił go bardzo wzruszony.
Rozdział XVII DUSZA W LETARGU
Węgiełek szeroko opowiedział mu, że już ma dom, lepszy od tamtego, co się spalił, i że ma mnóstwo roboty. Dlatego właśnie przyjechał do Warszawy, ażeby kupić materiały i zabrać choćby ze dwu pomocników.
- Fabrykę mógłbym założyć, mówię wielmożnemu panu!... - zakończył Węgiełek.
John Stuart Mill, Co to jest utylitaryzm?
Nauka, która przyjmuje jako podstawę moralności użyteczność, czyli zasadę największego szczęścia, głosi, że czyny są dobre, jeżeli przyczyniają się do szczęścia, złe, jeżeli przyczyniają się do czegoś przeciwnego. Przez szczęście rozumie się przyjemność i brak cierpienia; przez nieszczęście – cierpienie i brak przyjemności. Ażeby przedstawić jasno kryterium moralne sformułowane przez tę teorię, wielo należałoby jeszcze powiedzieć, a zwłaszcza, co się rozumie przez przyjemność i przykrość, i na ile tę sprawę można zostawić jako otwartą. Te dodatkowe wyjaśnienia jednak nie wpływają na teorię życia [...] głoszącą, że przyjemność i brak cierpienia są jedynymi rzeczami pożądanymi jako cele i że wszystko, co pożądane [...], jest pożądane bądź dlatego, że samo jest przyjemne, bądź dlatego, że stanowi środek zapewniania przyjemności i zapobiegania cierpieniu. [...]
Nie uważam wcale, by nauka epikurejczyków stanowiła bezbłędne rozwinięcie zasady utylitarystycznej. Żeby ją rozwinąć należycie, trzeba by włączyć do ich systemu wiele elementów zarówno stoickich, jak i chrześcijańskich. Ale nie znam epikurejskiego poglądu na życie, który by przyjemności intelektualnych, tych, które daje życie uczuciowe czy gra wyobraźni, oraz przyjemności związanych z uczuciami moralnymi nie cenił znacznie wyżej od przyjemności wyłącznie zmysłowych. Trzeba przyznać, że pisarze wyznający utylitaryzm przypisywali na ogół wyższość przyjemnościom duchowym w stosunku do cielesnych, głównie dlatego, że są bardziej trwałe, pewne, mniej wymagające kosztów itd., niż te ostatnie, tzn. że upatrywali tę wyższość w ich własnościach okolicznościowych raczej niż w ich naturze wewnętrznej. Wszelka tego rodzaju wyższość została w pełni przez utylitarystów uwydatniona; ale mogli oni także bez narażania się na niekonsekwencję okazać wyższość przyjemności duchowych z innego i, jak można by powiedzieć, wyższego punktu widzenia. Uznanie bowiem, że pewne rodzaje przyjemności są bardziej pożądane i bardziej wartościowe niż inne, jest w pełnej zgodzie z zasadą użyteczności. Jeżeli w ocenie wszystkich innych rzeczy bierze się pod uwagę zarówno ilość, jak i jakość, to byłoby niedorzecznością sądzić, że przy ocenie przyjemności tylko ilość wchodzi w rachubę. [...]
Istota o wyższych uzdolnieniach potrzebuje więcej do szczęścia, cierpienie przeżywa prawdopodobnie głębiej, a niewątpliwie doświadcza go częściej niż istota niższego typu. Mimo to jednak nie zgodziłaby się nigdy na istnienie, którego uważa za degradujące. Możemy sobie dowolnie ten sprzeciw interpretować: możemy przypisywać go dumie [...]; możemy uważać go za przejaw umiłowania wolności i niezależności osobistej [...]; możemy uważać go za przejaw żądzy władzy albo też potrzeby silnych wrażeń – bowiem oba te czynniki sprzyjają tworzeniu się tej postawy i wchodzą w jej skład. Lecz najlepiej będzie mówić tu o poczuciu własnej godności, posiadanym przez wszystkich ludzi w tej czy innej postaci i w pewnej, choć niedokładnej, proporcji do ich wyższych kwalifikacji. [...]
Otóż w porządku świata nic nie sprzeciwia się temu, by zasób kultury umysłowej wystarczającej do inteligentnego zajmowania się tymi sprawami nie miał być dziedzictwem każdego człowieka urodzonego w kraju cywilizowanym. Nie ma także żadnej zasadniczej konieczności, by człowiek trwał w egoistycznym sobkostwie, wypranym z wszelkich uczuć i trosk poza tymi, które koncentrują się na jego własnej nędznej osobie. Nawet teraz liczba osób żyjących na znacznie wyższym poziomie wystarcza, by dać nam przedsmak tego, jak by ludzkość żyć mogła. Każdy człowiek, wychowany w sposób właściwy, może, choć w nierównym stopniu, mieć rzetelne osobiste przywiązania i może być szczerze przejęty dobrem publicznym. Każdy, kto spełnia te skromne warunki moralne i intelektualne, może spędzić życie godne pozazdroszczenia w świecie, w którym jest tyle rzeczy interesujących, tyle rzeczy, którymi się można cieszyć, a ponadto tyle rzeczy do poprawiania i udoskonalenia. Każdy człowiek, w wypadku jeżeli tylko złe prawa i konieczność podporządkowania się cudzej woli nie pozbawią go możności korzystania z tych źródeł szczęścia, które są w jego zasięgu znajdzie niechybnie to życie godne pozazdroszczenia, przy założeniu, że ominą go prawdziwe niepowodzenia życiowe, stanowiące wielkie źródła fizycznego i duchowego cierpienia, takie jak: nędza, choroba, a także niewdzięczność, upadek moralny albo przedwczesna śmierć tych, których się kocha. Najważniejszym tedy zagadnieniem jest walka z tego rodzaju nieszczęściami, mało kto bowiem może być od nich całkowicie wolny. Prawda, że w obecnych warunkach niepodobna tym nieszczęściom zapobiec, a nieraz nawet trudno je w sposób odczuwalny złagodzić. Jednakże nikt poważny nie wątpi, że to, co stanowi największe, niezaprzeczone zło naszego świata, może być w znacznej mierze usunięte i że – jeżeli tylko ludzkość będzie szła nadal po drodze postępu – zostanie ostatecznie bardzo ograniczone. Bieda, która zawsze pociąga cierpienie, da się całkowicie pokonać przez rozumną politykę społeczną popartą przez zapobiegliwość i rozsądek jednostek. Nawet z wrogiem najbardziej upartym, a mianowicie z chorobą, można w znacznym stopniu się uporać przez właściwe wychowanie fizyczne, należyte wyrobienie umysłowe i czuwanie nad czynnikami szkodliwymi dla zdrowia. Rozwój nauki zaś zapowiada na przyszłość osiąganie zwycięstw nad tym nienawistnym wrogiem w sposób bardziej bezpośredni. Każdy krok naprzód w tym kierunku uchyla niebezpieczeństwo, które może położyć kres nie tylko naszemu własnemu życiu, ale – co ważniejsze – i życiu tych, z którymi nasze szczęście jest nierozłącznie związane. Co zaś do zmiennych kolei losu i do zawodów przeżywanych w związku z różnymi zewnętrznymi niepowodzeniami, bywają one głównie wynikiem naszej własnej nierozwagi, naszych niewłaściwie kierowanych pragnień, bądź też złych albo przynajmniej niedoskonałych urządzeń społecznych. Krótko mówiąc, wszystkie wielkie źródła ludzkiego cierpienia dadzą się opanować – jedne w znacznym stopniu, inne niemal całkowicie – przez ludzką zapobiegliwość i wysiłek. A chociaż usuwanie zła posuwa się naprzód z pożałowania godną powolnością i chociaż długi rząd pokoleń przeminie zanim zwycięstwo będzie zupełne i świat stanie się tym, czym mógłby stać się tak łatwo, gdyby nie brak wiedzy i dobrej woli, to jednak każdy człowiek dostatecznie inteligentny i ofiarny, by wnieść do ogólnego dzieła swoją, choćby drobną i niepozorną cząstkę, czerpać będzie szlachetną radość już z samej tej walki, radość, z której nie zrezygnuje dla zadośćuczynienia własnym interesom egoistycznym.
Źródło:
J.S. Mill, Utylitaryzm. O wolności, Warszawa 1959, s. 13-17, 25-21.