Obyczaj w romantyzmie
W trakcie opracowywania zagadnienia zapoznaj się z opracowaniami i wykorzystaj wskazywane w nich konteksty:
opracowanie romantyzmu; opracowanie romantyzmu - wersja minimum;
opracowanie Dziadów; opracowanie Pana Tadeusza;
Adam Mickiewicz, Dziady Poema. Część III Scena IX
NOC DZIADÓW, OPODAL WIDAĆ KAPLICĘ - SMĘTARZ - GUŚLARZ I KOBIETA W ŻAŁOBIE
GUŚLARZ
Już idą w cerkiew gromady I wkrótce zaczną się Dziady, Iść nam pora, już noc głucha.
KOBIETA
Ja tam nie pójdę, Guślarzu, Ja chcę zostać na smętarzu, Chcę jednego widzieć ducha: Tego, co przed laty wielu Zjawił się po mym weselu, Co pośród duchów gromady Stanął nagle krwawy, blady, I mnie dzikim okiem łowił, I ani słowa nie mówił.
GUŚLARZ
On żył może, gdym go badał, Dlatego nie odpowiadał. Bo na duchów zgromadzenie, W tajemniczą noc na Dziady, Można wzywać żywych cienie. Ciała będą u biesiady Albo u gry, albo w boju, I zostaną tam w pokoju; Dusza zwana po imieniu Objawia się w lekkim cieniu; Lecz póki żyje, ust nie ma, Stoi biała, głucha, niema.
KOBIETA
Cóż znaczyła w piersiach rana?
GUŚLARZ
Widać że w duszę zadana.
KOBIETA
Ja tu sama zgubię drogę.
GUŚLARZ
Ja tu z tobą zostać mogę. Tam beze mnie zrobią czary, Jest tam inny Guślarz stary. - Czy słyszysz te śpiewy w dali? Już się tam ludzie zebrali. Pierwszą klątwę już zaklęli, Klątwę wianka i kądzieli, Wezwali powietrznych duchów. Widzisz tych świateł tysiące, Jakby gwiazdy spadające? Ten ognistych ciąg łańcuchów? To powietrznych roje duchów. Patrz, już nad kaplicą świecą Pod czarnym niebios obszarem, Jak gołębie, kiedy lecą W nocy nad miasta pożarem, Gdy białymi skrzydeł puchy Odbijając żar ogniska, Ptastwo jak stado gwiazd błyska.
KOBIETA
On nie będzie z tymi duchy!
GUŚLARZ
Widzisz, blask z kaplicy bucha, Teraz klęli ognia władzą; Ciała w mocy złego ducha Z pustyń, z mogił wyprowadzą. Tędy będą ciągnąć duchy. Poznasz go, jeśli pamiętasz, Ukryj się ze mną w dąb suchy, W ten dąb suchy i wygniły, Tu się niegdyś wróżki kryty. Już msza się cały smętarz, Rozwierają się mogiły, Wybuchnął płomyk niebieski, Podskakują w górę deski, Wysuwają potępieńce Blade głowy, długie ręce; Widzisz oczy jak żarzewie, Schowaj oczy, skryj się w drzewie. Upiór z dala wzrokiem piecze, Lecz Guślarza nie urzecze. Ha!
KOBIETA
Co widzisz?
GUŚLARZ
Trup to świeży! W nie zgniłej jeszcze odzieży. Dymem siarki trąci wkoło, Czarne ma jak węgiel czoło. Zamiast oczu - w jamach czaszki żarzą się dwie złote blaszki, A w środku każdego kółka Siedzi diablik, jak w źrenicy, I wywraca wciąż koziołka, Miga lotem błyskawicy. Trup tu bieży, zębem zgrzyta, Z ręki przelewa do ręki, Jak gdyby z sita do sita, Wrzące srebro - słyszysz jęki?
WIDMO
Gdzie kościół? - gdzie kościół - gdzie Boga lud chwali Gdzie kościół, ach, pokaż, człowiecze. Ach, widzisz, jak we łbie ten dukat mię pali, Jak srebro stopione dłoń piecze. Ach, wylej, człowieku, dla biednej sieroty, Dla więźnia jakiego, dla wdowy, Ach, wylej mi z ręki żar srebrny i złoty, I dukat ten wyłup mi z głowy. Ty nie chcesz! ha, kruszec przelewać ja muszę, Aż kiedyś ten dzieci pożerca Wyzionie łakomą, bezdenną swą duszę, Ten kruszec mu wleję do serca. A potem przez oczy, przez uszy wyleję I znowu tym wleję korytem, I będę tym tropem obracać jak sitem Naleję, wyleję, przesieję! Ach, kiedyż przez niego ten kruszec przesieję! Ach, czekać tak długo! - goreję! goreję!
(ucieka)
GUŚLARZ
Ha! -
KOBIETA
Co widzisz?
GUŚLARZ
Ha, jak blisko! Drugi wylazł, ku nam bieży, Jakie obrzydłe trupisko! Blade, tłuste, trup to świeży, I strój świeży ma na ciele, Ubrany jak na wesele; I gad niedawno go toczy, Ledwie mu wpół wygryzł oczy. Od kaplicy w stronę skoczył, Czart go uwiódł, czart zamroczył, Nie puści go do kaplicy. Czart przybrał postać dziewicy; I na trupa rączką kiwa, Okiem mruga, śmiechem wzywa; Skacze ku niej trup zwiedziony, Z grobu na grób, jak szalony. I rękami, i nogami Wije, jak wiatrak skrzydłami - Już pada do jej uścisków; Wtem spod nóg jego wytryska Dziesięć długich, czarnych pysków; Wyskakują czarne psiska, Od nóg lubej go porwały I targają na kawały, Członki krwawym pyskiem trzęsą, Po polu roznoszą mięso. Psy zniknęły. - Nowe dziwo, Każda część trupa jest żywą: Wszystkie jak oddzielne trupy Biegną zebrać się do kupy. Głowa skacze jak ropucha I nozdrzami ogień bucha; Czołgają się piersi trupa Jak wielka żółwia skorupa - Już zrosła się głowa z ciałem, Jak krokodyl bieży cwałem. Oderwanej ręki palce Drżą, wiją się jak padalce; Dłoń za piasek chwyta, grzebie, I ciągnie rękę pod siebie, I nogi się przyczołgały, I znowu trup wstaje cały.
Znowu wabi ulubiona,
Znowu pada w jej ramiona, Znowu go porwały czarty, I znowu w sztuki rozdarty - Ha! niech go więcej nie widzę!
KOBIETA
Tak się boisz?
GUŚLARZ
Tak się brzydzę! Żółwie, padalce, ropuchy: W jednym trupie tyle gadów!
KOBIETA
On nie będzie z tymi duchy!
GUŚLARZ
Wkrótce, wkrótce koniec Dziadów. Słyszysz - trzeci kur już pieje; Tam śpiewają ojców dzieje, I rozchodzą się gromady.
KOBIETA
I nie przyszedł on na Dziady!
GUŚLARZ
Jeśli duch ten jeszcze w ciele, Wymów teraz jego imię, Ja na czarodziejskie ziele W tajemniczym zaklnę rymie; I duch ciało swe zostawi, I przed tobą się objawi.
KOBIETA
Wymówiłam -
GUŚLARZ
On nie słucha - Ja zakląłem.
KOBIETA
Nie ma ducha!
GUŚLARZ
O kobieto! twój kochanek Albo zmienił ojców wiarę, Albo zmienił imię stare. Widzisz, już zbliża się ranek, Gusła nasze moc straciły, Nie pokaże się twój miły.
(wychodzą z drzewa)
Cóż to? cóż to! - patrz: z zachodu, Tam od Giedymina grodu, Śród gęstych kłębów zamieci Kilkadziesiąt wozów leci, Wszystkie lecą ku północy, Lecą ile w koniach mocy. Widzisz, jeden tam na przedzie. W czarnym stroju -
KOBIETA
On!
GUŚLARZ
Tu jedzie.
KOBIETA
I znowu nazad zawrócił, I tylko raz okiem rzucił, Ach, raz tylko, - jakie oko!
GUŚLARZ
Pierś miał zbroczoną posoką, Bo w tej piersi jest ran wiele: Straszne cierpi on katusze, Tysiąc mieczów miał on w ciele, A wszystkie przeszły - aż w duszę. Śmierć go chyba z ran uleczy.
KOBIETA
Któż weń wraził tyle mieczy?
GUŚLARZ
Narodu nieprzyjaciele.
KOBIETA
Jedną ranę miał na czole, Jedną tylko i niewielką, Zda się być czarną kropelką.
GUŚLARZ
Ta największe sprawia bole; Jam ją widział, jam ją zbadał; Tę ranę sam sobie zadał, Śmierć z niej uleczyć nie może.
KOBIETA
Ach, ulecz go, wielki Boże!
Koniec aktu pierwszego
Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz, Księga III fragm. Grzybobranie
[...] Sędziowscy towarzysze! z hucznego śniadania
Wyszli na uroczysty obrzęd grzybobrania.
Jako ludzie rozsądni, umieją miarkować
Mowy i ruchy swoje, aby je stosować
W każdej okoliczności do miejsca i czasu.
Dlatego, nim ruszyli za Sędzią do lasu,
Wzięli postawy tudzież ubiory odmienne:
Służące do przechadzki opończe płócienne,
Którymi osłaniają po wierzchu kontusze,
A na głowy słomiane wdziali kapelusze,
Stąd biali wyglądają jak czyscowe dusze.
Młodzież także przebrana, oprocz Telimeny
I kilku po francusku chodzących.
Tej sceny
Hrabia nie pojął, nie znał wiejskiego zwyczaju,
Więc zdziwiony nieźmiernie biegł pędem do gaju.
Grzybów było w bród: chłopcy biorą krasnolice,
Tyle w pieśniach litewskich sławione l i s i c e,
Co są godłem panieństwa, bo czerw ich nie zjada,
I dziwna; żaden owad na nich nie usiada.
Panienki za wysmukłym gonią b o r o w i k i e m,
Którego pieśń nazywa grzybów półkownikiem.
Wszyscy dybią na r y d z a; ten wzrostem skromniejszy
I mniej sławny w piosenkach, za to najsmaczniejszy,
Czy świeży, czy solony, czy jesiennej pory,
Czy zimą. Ale Wojski zbierał m u c h o m o r y.
Inne pospólstwo grzybów pogardzone w braku
Dla szkodliwości albo niedobrego smaku,
Lecz nie są bez użytku: one zwierza pasą
I gniazdem są owadów, i gajów okrasą.
Na zielonym obrusie łąk jako szeregi
Naczyń stołowych sterczą: tu z krągłymi brzegi
S u r o j a d k i srebrzyste, żółte i czerwone,
Niby czareczki rożnem winem napełnione;
K o ź l a k, jak przewrocone kubka dno wypukłe,
L e j k i, jako szampańskie kieliszki wysmukłe,
B i e 1 a k i krągłe, białe, szerokie i płaskie,
Jakby mlekiem nalane filiżanki saskie,
I kulista, czarniawym pyłkiem napełniona
P u r c h a w k a, jak pieprzniczka - zaś innych imiona
Znane tylko w zajęczym lub wilczym języku,
Od ludzi nie ochrzczone; a jest ich bez liku.
Ni wilczych, ni zajęczych nikt dotknąć nie raczy,
A kto schyla się ku nim, gdy błąd swój obaczy,
Zagniewany, grzyb złamie albo nogą kopnie;
Tak szpecąc trawę, czyni bardzo nieroztropnie.
Telimena ni wilczych, ni ludzkich nie zbiera.
Roztargniona, znudzona, dokoła spoziera
Z głową w górę zadartą. Więc pan Rejent w gniewie
Mówił o niej, że grzybów szukała na drzewie;
Asesor ją złośliwiej równał do samicy,
Która miejsca na gniazdo szuka w okolicy.
Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz, Księga XII fragm. Polonez
Poloneza czas zacząć. - Podkomorzy rusza
I z lekka zarzuciwszy wyloty kontusza,
I wąsa podkręcając, podał rękę Zosi,
I skłoniwszy się grzecznie, w pierwszą parę prosi.
Za Podkomorzym szereg w pary się gromadzi;
Dano hasło, zaczęto taniec - on prowadzi.
Nad murawą czerwone połyskają buty,
Bije blask z karabeli, świeci się pas suty,
A on stąpa powoli, niby od niechcenia;
Ale z każdego kroku, z każdego ruszenia
Można tancerza czucia i myśli wyczytać:
Oto stanął, jak gdyby chciał swą damę pytać,
Pochyla ku niej głowę, chce szepnąć do ucha;
Dama głowę odwraca, wstydzi się, nie słucha,
On zdjął konfederatkę, kłania się pokornie,
Dama raczyła spójrzeć, lecz milczy upornie;
On krok zwalnia, oczyma jej spójrzenie śledzi
I zaśmiał się na koniec - rad z jej odpowiedzi,
Stąpa prędzej, pogląda na rywalów z góry
I swą konfederatkę z czaplinymi pióry
To na czole zawiesza, to nad czołem wstrząsa,
Aż włożył ją na bakier i podkręcił wąsa.
Idzie; wszyscy zazdroszczą, biegą w jego ślady,
On by rad ze swą damą wymknąć się z gromady;
Czasem staje na miejscu, rękę grzecznie wznosi
I żeby mimo przeszli, pokornie ich prosi;
Czasem zamyśla zręcznie na bok się uchylić,
Odmienia drogę, rad by towarzyszów zmylić,
Lecz go szybkimi kroki ścigają natręty
I zewsząd obwijają tanecznemi skręty;
Więc gniewa się, prawicę na rękojeść składa,
Jakby rzekł: "Nie dbam o was, zazdrośnikom biada!"
Zwraca się z dumą w czole i z wyzwaniem w oku
Prosto w tłum; tłum tancerzy nie śmie dostać w kroku;
Ustępują mu z drogi i - zmieniwszy szyki,
Puszczają się znów za nim.
Brzmią zewsząd okrzyki:
"Ach, to może ostatni! patrzcie, patrzcie, młodzi,
Może ostatni, co tak poloneza wodzi!"
I szły pary po parach hucznie i wesoło,
Rozkręcało się, znowu skręcało się koło,
Jak wąż olbrzymi, w tysiąc łamiący się zwojów;
Mieni się cętkowata, różna barwa strojów
Damskich, pańskich, żołnierskich, jak łuska błyszcząca,
Wyzłocona promieńmi zachodniego słońca
I odbita o ciemne murawy węzgłowia.
Wre taniec, brzmi muzyka, oklaski i zdrowia!