Topos natury w romantyzmie

W trakcie opracowywania zagadnienia zapoznaj się z opracowaniami i wykorzystaj wskazywane w nich konteksty:

opracowanie romantyzmu; opracowanie romantyzmu - wersja minimum;

opracowanie Cierpień młodego Wertera; opracowanie Dziadów; opracowanie Giaura; opracowywanie Konrada Wallenroda; opracowanie Kordiana; opracowanie Nie-Boskiej komedii; opracowanie Pana Tadeusza; opracowanie Zemsty;

 

Adam Mickiewicz, STEPY AKERMAŃSKIE

 

Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu,

Wóz nurza się w zieloność i jak łódka brodzi,

Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi,

Omijam koralowe ostrowy burzanu.

 

Już mrok zapada, nigdzie drogi ni kurhanu;

Patrzę w niebo, gwiazd szukam, przewodniczek łodzi;

Tam z dala błyszczy obłok - tam jutrzenka wschodzi;

To błyszczy Dniestr, to weszła lampa Akermanu.

 

Stójmy! - jak cicho! - słyszę ciągnące żurawie,

Których by nie dościgły źrenice sokoła;

Słyszę, kędy się motyl kołysa na trawie,

 

Kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła.

W takiej ciszy - tak ucho natężam ciekawie,

Że słyszałbym głos z Litwy. - Jedźmy, nikt nie woła.

 

Adam Mickiewicz, BAKCZYSARAJ

Jeszcze wielka, już pusta Girajów dziedzina.

Zmiatane czołem baszów ganki i przedsienia,

Sofy, trony potęgi, miłości schronienia,

Przeskakuje sarańcza, obwija gadzina.

 

Skróś okien różnofarbnych powoju roślina,

Wdzierając się na głuche ściany i sklepienia,

Zajmuje dzieło ludzi w imię przyrodzenia

I pisze Balsazara głoskami "RUINA".

 

W środku sali wycięte z marmuru naczynie;

To fontanna haremu, dotąd stoi cało

I perłowe łzy sącząc woła przez pustynie:

 

"Gdzież jesteś. o miłości, potęgo i chwało!

Wy macie trwać na wieki, źródło szybko płynie,

O hańbo! wyście przeszły, a źródło zostało".

 

Adam Mickiewicz, BAJDARY

 

Wypuszczam na wiatr konia i nie szczędzę razów;

Lasy. doliny, głazy, w kolei, w natłoku

U nóg mych płyną, giną, jak fale potoku;

Chcę odurzyć się, upić tym wirem obrazów.

 

A gdy spieniony rumak nie słucha rozkazów,

Gdy świat kolory traci pod całunem mroku,

Jak w rozbitym źwierciedle, tak w mym spiekłym oku

Snują się mary lasów i dolin, i głazów.

 

Ziemia śpi, mnie snu nie ma; skaczę w morskie łona,

Czarny, wydęty bałwan z hukiem na brzeg dąży,

Schylam ku niemu czoło, wyciągam ramiona,

 

Pęka nad głową fala, chaos mię okrąży;

Czekam, aż myśl, jak łódka wirami kręcona,

Zbłąka się i na chwilę w niepamięć pogrąży.

 

Źródło:

http://literat.ug.edu.pl/amwiersz/

Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz fragm.

Księga I

Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie.

Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,

Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie

Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.

[...]

Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,

Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;

Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,

Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;

Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,

Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,

A wszystko przepasane, jakby wstęgą, miedzą

Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą.

 

Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju,

Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju,

Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany;

Świeciły się z daleka pobielane ściany,

Tym bielsze, że odbite od ciemnej zieleni

Topoli, co go bronią od wiatrów jesieni.

Dóm mieszkalny niewielki, lecz zewsząd chędogi,

I stodołę miał wielką, i przy niej trzy stogi

Użątku, co pod strzechą zmieścić się nie może;

Widać, że okolica obfita we zboże,

I widać z liczby kopic, co wzdłuż i wszerz smugów

Świecą gęsto jak gwiazdy, widać z liczby pługów

Orzących wcześnie łany ogromne ugoru,

Czarnoziemne, zapewne należne do dworu,

Uprawne dobrze na kształt ogrodowych grządek:

Że w tym domu dostatek mieszka i porządek.

Księga X (fragm.)

Burza

W takim dniu pożądany był czas najburzliwszy;

Bo nawalnica, boju plac mrokiem okrywszy,

Zalała drogi, mosty zerwała na rzece,

Z folwarku niedostępną zrobiła fortecę.

O tem więc, co się działo w obozie Soplicy,

Dziś nie mogła rozejść się wieść po okolicy,

A właśnie zawisł szlachty los od tajemnicy.

E. A. Poe, Kruk* tłum. S. Barańczak

E. A. Poe, Kruk* różne tłumaczenia

 

Kruk

 

Stanisław Barańczak

 

W głuchą północ, w snów tumanie, gdy znużyło mnie dumanie

Nad księgami zapomnianej magii, znanej w dawnych dniach,

Chyląc głowę nad foliałem, niespodzianie usłyszałem

Chrobot, jakby ktoś nieśmiałym palcem skrobał znak na drzwiach.

Gość, mruknąłem, tym sygnałem daje znać, że stanie w drzwiach:

Skąd ten zimny pot i strach?

 

Och, pamiętam: wlókł się żmudnie grudzień, jak to zwykle grudnie,

Po podłodze pełgał złudnie żar, co gasł już w siwych drwach.

I pragnąłem, by nieskory świt prześwietlił wreszcie story,

By oderwał od Lenory myśl zbłąkaną w niebios mgłach,

Od Lenory, której imię do tej pory śpiewa w mgłach

Chór aniołów w moich snach.

 

Lękiem się o serce otarł szelest purpurowych kotar,

Grożąc cieniem, mrożąc drżeniem, które niosło się przez gmach;

By nad tętnem rozszalałem zapanować, powtarzałem:

To gość jakiś tym sygnałem daje znać, że stanie w drzwiach;

Tak, to późny gość – szeptałem – stanie wnet w otwartych drzwiach;

Po cóż ten dziecinny strach?

 

Czując, że znów głos mi służy, nie wahałem się już dłużej:

Panie – rzekłem – czy też Pani – gościu, któryś pod mój dach

Zbłądził – dowiedz się, mój panie, że to nocne chrobotanie,

Gdy zabrzmiało niespodzianie, w ścianie jakby lub przy drzwiach,

Wziąłem zrazu za szmer myszy – tu otwarłem drzwi; lecz w drzwiach

Mrok stał tylko, mrok i strach.

 

Całą trwożną mocą wzroku wpatrywałem się w głąb mroku,

Jakbym stanął nad otchłanią nie widzianą w ludzkich snach;

Ale ciemność trwała niema, świadcząc, że za drzwiami nie ma

Żywej duszy; tylko trzema sylabami poprzez gmach

Szept Lenora! niósł się z moich ust i echem poprzez gmach

Wracał, drżąc w okiennych szkłach.

 

Zawróciłem więc od proga, czując, jaka mi pożoga

Duszę niszczy, jak się iskrzy głownia serca w gniewnych skrach.

I znów chrobot przerwał ciszę: Pewnie – rzekłem – wiatr kołysze

Okiennicę, albo słyszę zgrzyt obluzowanych blach

Jakiejś rynny; ten niewinny chrobot przerdzewiałych blach

To nie powód, by czuć strach.

 

Pchnąłem okno. I z łopotem skrzydeł, z czarnych piór furkotem

Wdarł się przez nie szumnym lotem kruk, ptak święty w dawnych dniach.

Musiał znać swą przeszłość – zatem, jakby gardził ludzkim światem,

Z wielkopańskim majestatem zasiadł w ciszy tuż przy drzwiach,

Na Atenie marmurowej tkwiącej w niszy tuż przy drzwiach:

Siadł, a mnie ogarnął strach.

 

Lecz przemogłem trwogi władzę: komizm jakiś był w powadze

Ptaka-starca, odzianego w zdartych piór żałobny łach.

A to z waści kawał mruka! – rzekłem kpiąco. – Do kaduka,

Tak wyleniałego kruka nie ma i na piekieł dnach!

Zdradź mi, jakie nosisz imię na Hadesu mrocznych dnach?

Kruk zakrakał: Kres i krach.

 

Osłupiałem; czy to wszystko sen? jak mogło się ptaszysko

Tak odezwać, jak orator, co na wylot zna swój fach?

Choć w tym sensu było mało, przecież słusznie się zdawało

Rzeczą całkiem niebywałą, że ptak, siedząc przy mych drzwiach,

Na popiersiu marmurowym, bielejącym tuż przy drzwiach,

Kracze schryple: Kres i krach.

 

Gęstą czernią na boginię cień rzucając, kruk jedynie

Parę słów wykrakał, jakby skakał w nich po kruchych krach.

Potem milczał dłuższą chwilę – widać chciał rzec właśnie tyle .

Lecz gdym rzekł: Czy się nie mylę? czy zbłądziłeś pod mój dach,

By mi zdradzić, jakie szczęście znajdzie drogę pod mój dach? .

Kruk zakrakał: Kres i krach.

 

Słysząc znów tych słów dźwięk nagi, więcej w nich znalazłem wagi:

Brzemię wróżby spadło na mnie, jak na trumnę spada piach.

Pewnie – spróbowałem zatem – te dwa słowa są cytatem

Z wieszcza, znużonego światem, wciąż skąpanym w krwi i łzach,

Z mistrza, który swoją lutnię stroił smutnie, cały w łzach,

Na dwa tony: .Kres i krach.?

 

Lecz wciąż miał nade mną władzę komizm tkwiący w tej powadze,

Przeto w kąt, gdzie bielał marmur i gdzie czerniał ptak przy drzwiach,

Pchnąłem mój obity skórą fotel, by w nim wszcząć ponurą

Medytację nad naturą słów zrodzonych w zmierzchłych dniach,

Zgłębiać głuchą wróżbę, którą ów ptak, w dawnych czczony dniach,

Zawarł w krótkim: Kres i krach.

 

Gdym brnął przez hipotez listę, kruk źrenice swe ogniste

Utkwił we mnie, jak szachista, gdy szyderczo syczy: Szach!;

Trwało to milczące starcie; spoglądałem nań uparcie,

Głowę wsparłszy o oparcie: skóra, pękająca w szwach

Lecz wciąż gładka, odbijała światło świec, a w czaszki szwach

Huczał pogłos: Kres i krach.

 

I pojąłem w owej chwili: już się nigdy nie odchyli

Na poduszki droga głowa, z iskrą światła w złotych brwiach...

I załkałem: Tak, niestety! Bóg cię skrapia wodą z Lety,

Aby obraz tej kobiety nie nawiedzał cię już w snach!

Tak, spal wszystkie jej portrety – wtedy ujrzysz w przyszłych snach...

Kruk dokończył: Kres i krach!.

 

Zły proroku! – zakrzyknąłem – czartem jesteś, nie aniołem,

Czy Kusiciel cię tu przysłał, czy sztorm cisnął cię na piach

Mojej duszy, na wybrzeże, gdzie Samotność pustki strzeże .

Zanim życiu sens odbierze Rozpacz, uśmierz w sercu strach:

Jestże balsam w Galaadzie? Powiedz, bo mnie dręczy strach!

Kruk zakrakał: Kres i krach.

 

Zły proroku! – zakrzyknąłem – czartem jesteś, nie aniołem,

Na to niebo ponad nami – na ten Boga wzniosły gmach –

Zdradź mej duszy, którą pali ból: co czeka na nią w dali?

O, gdybyśmy się spotkali z mą Lenorą w nieba mgłach!

Co mnie czeka, co ocali – czy Lenora w rajskich mgłach?

Kruk zakrakał: Kres i krach.

 

Zgrzyt tych słów niech nam się stanie pożegnaniem, zły szatanie! .

Poderwałem się. – Leć w zamieć, w zamęt, zgiń na piekieł dnach!

Nie waż się uronić pióra – niechaj czarna twa natura

Sczeźnie, wroga i ponura; nie chcę widzieć cię w tych drzwiach

Nigdy więcej! Wyrwij z serca dziób – i precz, bo stoi w drzwiach...

Kruk dokończył: Kres i krach.

 

I wciąż jego czerń skrzydlata nie drgnie, jakby chciała lata

Spędzić nad Pallady bladym czołem, w niszy tuż przy drzwiach;

I wciąż w oczach mu się żarzy demoniczny blask lichtarzy,

A cień kruka trwa na straży mojej duszy, która w snach

Miota się, lecz nie powstanie, bo wciąż jawi się w jej snach

Krecha krwawa – kres i krach!

 

Źródło:

http://home.agh.edu.pl/~szymon/raven.shtml

 

William Blake, Tygrys*


Tygrysie, błysku w gąszczach mroku:
Jakiemuż nieziemskiemu oku
Przyśniło się, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?

Jakaż to otchłań nieb odległa
Ogień w źrenicach twych zażegła?
Czyje to skrzydła, czyje dłonie
Wznieciły to, co w tobie płonie?

Skąd prężna krew, co życie wwierca
W skręcony supeł twego serca?
Czemu w nim straszne tętno bije?
Czyje w tym moce? kunszty czyje?

Jakim to młotem kuł zajadle
Twój mózg, na jakim kładł kowadle
Z jakich palenisk go wyjmował
Cęgami wszechpotężny kowal?

Gdy rój gwiazd ciskał swoje włócznie
Na ziemię, łzami wilżąc jutrznię,
Czy się swym dziełem Ten nie strwożył,
Kto Jagnię - lecz i ciebie stworzył?

Tygrysie, błysku w gąszczach mroku:
W jakim to nieśmiertelnym oku
Śmiał wszcząć się sen, że noc rozświetli
Skupiona groza twej symetrii?

Źródło: