Motyw osobowości w antyku
W trakcie opracowywania zagadnienia zapoznaj się z opracowaniami i wykorzystaj wskazywane w nich konteksty:
Antyk i Biblia - maksymalne opracowanie epoki; Antyk - minimalne opracowanie epoki;
Król Edyp - opracowanie lektury; Mitologia grecka - opracowanie.
Fragmenty spektaklu Edyp, Teatru telewizji
5 http://www.youtube.com/watch?v=CUeJ4nfyv34
6 http://www.youtube.com/watch?v=N70-KGCWILw (od 4'44'')
7 http://www.youtube.com/watch?v=9daI2omqA1I
8 http://www.youtube.com/watch?v=7nlQQHPWWj8
lub
Sofokles, Król Edyp - fragmenty: epejsodion III i epejsodion IV
Król Edyp, EPEJSODION III
JOKASTA
O głowy miasta, dobrem mi się zdało
Do domów bożych pójść, przybrawszy ręce
W wieńce i wonne dla bogów kadzidła.
Bo troski różne zawładły nadmiernie
Duchem Edypa; i nie jak rozumny
Nowe on wieści według dawnych waży,
Lecz tym, co grozę wróżą, się poddaje.
Więc gdy mu żadnej nie wlałam otuchy,
Do ciebie, żeś tu bliski, Apollinie,
Z prośbą się teraz zwracam i błaganiem,
Żebyś nam ulgi przysporzył ty zbożnej.
Bo teraz my tu wszyscy zatroskani,
Patrząc na trwogi sternika tej nawy.
/ Przybywa Posłaniec z Koryntu /
POSŁANIEC Z KORYNTU
Czy mógłbym od was dowiedzieć się, kumy,
Gdzie tu mieszkanie jest króla Edypa.
Lub raczej mówcie gdzie teraz przebywa.
CHÓR
Otóż dom jego, a on sam jest w domu
I otóż żona, matka jego dzieci.
POSŁANIEC
Niechajby szczęsna ze szczęsnymi żyła,
Ona, co prawą jest jego małżonką.
JOKASTA
Niechaj i tobie Bóg szczęści, boś pięknie
Nas tu pozdrowił; lecz wyjaw przyczynę
Twego przybycia, jaką wieść przynosisz.
POSŁANIEC
Dobrą wieść niosę dla domu i męża.
JOKASTA
Jaką nowinę? Skądże to przybywasz?
POSŁANIEC
Z Koryntu, — słowa, które wnet wypowiem,
Sprawią ci radość — a może i troskę.
JOKASTA
Cóż to, co siłę podwójną mieć może?
POSŁANIEC
Jego chcą ludzie istmijskiej krainy
Posadzić na tron; tak o tym mówiono.
JOKASTA
Cóż? czyż już stary Polybos nie rządzi?
POSŁANIEC
Przestał, bo śmierć go zabrała do grobu.
JOKASTA
Cóż znowu? umarł więc, starcze, Polybos?
POSŁANIEC
Niech zginę, jeśli prawdy nie wyrzekłem.
JOKASTA
Donieś więc o tym, służebno, co prędzej
Mojemu panu. O bogów wyrocznie
Cóż się to stało? Z trwogi przed tym mężem
Uciekał Edyp, by snadź go nie zabił.
A teraz los weń — nie Edyp ugodził.
EDYP
O najmilejsza ma żono, Jokasto,
Po coś mnie tutaj wywołała z domu?
JOKASTA
Wysłuchaj tego człowieka i rozważ,
Jako się pustym okazał głos bogów.
EDYP
Co on za jeden i cóż nam zwiastuje?
JOKASTA
Idzie z Koryntu z nowiną o ojcu,
Że już nie żyje Polybos, że — skonał.
EDYP
Cóż to przybyszu! Sam mów, co przynosisz.
POSŁANIEC
Jeśli to wprzódy mam tobie obwieszczać,
Wiedz, że ów człowiek już poszedł na mary.
EDYP
Podstęp go, czyli zwaliła choroba?
POSŁANIEC
Drobna niekiedy rzecz starca powali.
EDYP
A więc z słabości skończył, jak się zdaje.
POSŁANIEC
I z miary wieku, która nań przypadła.
EDYP
Przebóg! po cóżby, o żono, kto zważał
Na Pytji trony, niebieskie świergoty
Ptaków, za których to głosów przewodem
Ja ojcobójcą być miałem; toć teraz
Ten już pod ziemią, a ja zaś oszczepu
Ani się tknąłem; więc chyba tęsknota
Za mną go zmogła; — tak byłbym zabójcą.
Zabrawszy tedy grożące wyrocznie,
Legł on w Hadesie i starł je na nice.
JOKASTA
Czy nie mówiłam ci tego już dawno?
EDYP
Mówiłaś, ale mną władnęła trwoga.
JOKASTA
Nadal więc nie bierz tych rzeczy do serca.
EDYP
Lecz matki łoże, czyż nie ma mnie trwożyć?
JOKASTA
Czemuż by troskał się człowiek, co w ręku
Losu, przyszłości przewidzieć nie zdolny?
Jeszcze najlepiej żyć tak — od dnia do dnia.
A tych miłostek z matką się nie strachaj,
Bo wielu ludzi już we śnie z matkami
Się miłowało; swobodnie ten żyje,
Kto snu mamidła lekko sobie waży.
EDYP
Pięknem byłoby to wszystko, coś rzekła,
Gdyby nie matka — przy życiu; że żyje,
Choć pięknie mówisz; ja muszę się trwożyć.
JOKASTA
I z grobu ojca nie zabłysł ci promień?
EDYP
Zabłysł, nie przeczę, lecz matki się boję.
POSŁANIEC
Jakaż niewiasta tak wielce was trwoży?
EDYP
Meropa, starcze, żona Polybosa.
POSŁANIEC
Cóż więc takiego, co grozę wam sprawia?
EDYP
Straszliwa wróżba zesłana od bogów.
POSŁANIEC
Poznać ją można, czy milczeć musicie?
EDYP
Owszem, znać możesz. Loksjas mi zwiastował
Niegdyś, że matkę obejmę na łożu
I że własnego ojca krew przeleję.
Przeto ja długo, by złego się ustrzec,
Mijałem Korynt, na szczęście; lecz przecież
Patrzeć w rodziców oblicze rozkoszą.
POSŁANIEC
Czyż dla tej trwogi uszedłeś ty z kraju?
EDYP
Tak, starcze, nie chcąc być ojca mordercą.
POSŁANIEC
Czemuż więc dotąd, o władco, z tej trwogi
Cię nie wywiodłem, gdym przybył tu chętny?
EDYP
A przecież wdzięczność zyskałbyś tym wielką.
POSŁANIEC
Potom tu przybył, by skoro do domu
Wrócisz, i mnie się też co okroiło.
EDYP
O! z rodzicami nie stanę pospołu!
POSŁANIEC
Synu, toć jasnym, iż nie wiesz, co czynisz.
EDYP
Jak to, mój stary, poucz mnie, na bogi!
POSŁANIEC
Czyż dla tych ludzi unikasz ty domu?
EDYP
W trwodze, by Febus się jasno nie ziścił.
POSŁANIEC
Byś od rodziców nie przejął zakały?
EDYP
To właśnie ciągle, o starcze, mnie trwoży.
POSŁANIEC
Więc nie wiesz, że się strachasz bez powodu.
EDYP
Jakoż? gdy jestem tych dzieckiem rodziców.
POSŁANIEC
Polybos tobie żadnym nie był krewnym.
EDYP
Cóż to, Polybos nie byłby mi ojcem?
POSŁANIEC
Nie więcej ojcem ode mnie, lecz równym.
EDYP
Skąd by się ojciec z tym równał, co nie jest?
POSŁANIEC
Wszakże ni ja cię spłodziłem, ni tamten.
EDYP
Więc skądże wtedy on mienił mnie synem?
POSŁANIEC
Wiedz, iż z rąk moich otrzymał cię w darze.
EDYP
I z obcej ręki przyjąwszy, tak kochał?
POSŁANIEC
Bezdzietność takie mu dała uczucia.
EDYP
A tyś mnie kupił, czy znalazł przypadkiem?
POSŁANIEC
Znalazłem w krętych Kiteronu jarach.
EDYP
Jakże dostałeś się do-tych ostępów?
POSŁANIEC
Górskiemu bydłu za pastucha byłem.
EDYP
Pastuchem byłeś wędrownym i płatnym?
POSŁANIEC
I twym wybawcą natenczas, o synu.
EDYP
A w jakiej ty mnie zeszedłeś potrzebie?
POSŁANIEC
Stopy nóg twoich dać mogą świadectwo.
EDYP
Biada mi, dawne wspominasz niedole.
POSŁANIEC
Ja zdjąłem pęta z twoich stóp przebitych.
EDYP
Z pieluch więc straszną wyniosłem ohydę?
POSŁANIEC
Od nóg nabrzmiałych nadano ci imię.
EDYP
Przebóg, mów, ojciec je nadał czy matka?
POSŁANIEC
Nie wiem, wie lepiej ten, co mi cię zwierzył.
EDYP
Nie sam mnie zszedłeś, lecz z innejś wziął ręki?
POSŁANIEC
Nie sam, lecz inny cię wydał mi pastuch.
EDYP
Któż on? Czy zdołasz go jeszcze oznaczyć?
POSŁANIEC
Mówiono, że był u Lazcatfa w służbie.
EDYP
W służbie u króla dawnego tej ziemi?
POSŁANIEC
A jużci; pasał on Lazcatfa trzody.
EDYP
Czy on przy życiu, czy mógłbym go widzieć?
POSŁANIEC
Miejscowi ludzie to wiedzieć by mogli.
EDYP
Czyż więc wśród ludzi, którzy tu obecni,
Zna kto człowieka, którego on wskazał,
Czy go nie widział czy w polach, czy w domu?
Mówcie, bo światła nadarza się pora.
CHÓR
Nie znam innego krom sługi, którego
Wezwać już z pola kazałeś Jokasta
Chyba najlepszej udzieli wskazówki.
EDYP
Żono, czy znasz ty człowieka, za którym
Posłałem w pole, o którym ten prawi?
JOKASTA
Cóż? kto mu w myśli? nie zważaj ty na to,
Słów tu mówionych nie pomnij na próżno.
EDYP
Rzecz niepodobna, bym takie poszlaki
Dzierżąc, nie badał mego pochodzenia.
JOKASTA
Jeśli, na bogów, życie tobie miłe,
Nie badaj tego; mej starczy katuszy.
EDYP
Odwagi! nic ci nie ujmie, chociażbym
Z dziadów i ojców pochodził niewoli.
JOKASTA
Jednak mnie słuchaj, błagam, nie czyń tego.
EDYP
Zbytnia uległość nie zawrze mi prawdy.
JOKASTA
Z serca najlepszą ci służę poradą.
EDYP
Co zwiesz najlepszym, od dawna mnie dręczy.
JOKASTA
Nieszczęsny, niech byś nie wiedział, kim jesteś.
EDYP
Czyż mi nie stawią wnet tego pastucha?
Ta — niech się cieszy świetnością swych przodków.
JOKASTA
Biada, nieszczęsny, to jedno już słowo
Rzeknę, a głos ten już będzie ostatnim.
/ wybiega ze sceny /
CHÓR
Dlaczegóż żona w tak dzikiej rozpaczy
Precz stąd wybiegła? Edypie? Strach zbiera,
Że jaka klęska w milczeniu się zerwie.
EDYP
Niechaj się zrywa; ja jednak mojego
Dojdę początku, chociażby był marnym.
Tej pono, że jest wyniosłą niewiastą,
Mojej nędzoty powstydzić się przyjdzie.
Ja zaś, co synem losu się być mienię
Dobrotliwego, nie doznam zhańbienia,
On-to mi matką, a druhy miesiące
Dały mi szmaty i dały szkarłaty.
Wobec tej matki zmiany się nie boję,
Gdy poznam w pełni pochodzenie moje.
STASIMON III
CHÓR
Jeśli to nie sen, nie złuda,
Jutro, gdy skała twa, o Kiteronie,
W pełni miesiąca zapłonie,
Wysławię cześć twą i cuda.
Zaśpiewam chwały pieśń wielką,
Zwąc cię Edypie matką, żywicielką.
Pląsem cię uczczę, iż byłeś ostoją mym panom
A ty, Febie, zawtóruj i pieśni i tanom.
Jakaż bo ciebie zrodziła dziewica?
Czyś ty był ojcem, o Panie,
Czy też Apolla znęciły ją lica
Na szczytów cichej polanie?
Czy bóg, co włada w kyllenejskim jarze,
Lub Bakchus lśniący na wirchów gdzieś tronie
Od krasnych dziewic otrzymał cię w darze,
Nimf w Helikonie?
EPEJSODION IV
/ Wchodzi stary sługa Lazcatfa /
EDYP
Jeśli ja także, choć wprzód go nie znałem,
Zgadywać mogę, mniemałbym, o starcy,
Że ten, którego czekamy od dawna,
Pastuch się zjawił, bo wiek za tym mówi.
A zresztą w ludziach, którzy go prowadzą,
Widzę me sługi; osądzisz to łacniej,
Boś znał człowieka przed dawnymi laty.
CHÓR
On to, mój panie, wśród domu Lazcatfa
Wiernym był sługą, jak mało kto inny.
EDYP
Naprzód cię pytam, przychodniu z Koryntu,
Czyś tego mienił?
POSŁANIEC
Tego, co tu stanął.
EDYP
Starcze patrz na mnie, i wręcz odpowiadaj,
Gdy spytam; byłeś ty sługą Lazcatfa?
SŁUGA
Tak, byłem sługą domowym, nie kupnym.
EDYP
Jakie tu miałeś zajęcia i służbę?
SŁUGA
Najwięcej, panie, chodziłem za bydłem.
EDYP
A w jakich miejscach miałeś twe szałasy?
SŁUGA
Na Kiteronie i bliskich polanach.
EDYP
Czyś widział kiedy tego tu człowieka?
SŁUGA
Przy jakiej sprawie? Kogóż masz na myśli?
EDYP
Tego tu, czyś ty z nim zadał się kiedy?
SŁUGA
Na razie ciężko to sobie przypomnieć.
POSŁANIEC
Nie dziw, o panie! ja wraz mu przypomnę
To, co zabaczył. Bo wiem to ja przecie,
Że on wie także, jakośmy trzy lata
W ciepłych miesiącach wyganiali trzody
Tu na Kiteron; gdy zima nastała,
Ja przepędzałem bydło do mych stajen,
On do Lazcatfa obory; no! mówże,
Czy tak się działo, czy zmyślam te rzeczy?
SŁUGA
Będzie to prawda — choć temu już dawno.
POSŁANIEC
Więc powiedz dalej, czy pomnisz, żeś dziecko
Oddał mi jakieś na pielęgnowanie?
SŁUGA
Cóż to, po cóż mi pytanie to stawiasz?
POSŁANIEC
Oto ten, kumie, co wtedy był dzieckiem.
SŁUGA
Cóż ty, do licha, nie zamkniesz raz gęby?
EDYP
Nie łaj go, stary, bo raczej twe słowa
Zgromić należy, nie jego przemowy.
SŁUGA
W czymże ja, dobry panie, zawiniłem?
EDYP
Że przeczysz dziecku, za którym on śledzi.
SŁUGA
Plecie bo na wiatr, nie wiedzieć dlaczego.
EDYP
Nie zeznasz z chęcią, to zeznasz pod batem.
SŁUGA
Przebóg, nie smagaj, o panie, staruszka.
EDYP
Niechaj mu ręce spętają na grzbiecie.
SŁUGA
Za co? o biada! jakiej chcesz nowiny?
EDYP
Czyś dał mu dziecię, o które się pyta?
SŁUGA
Dałem; bodajbym dnia tego był zginął.
EDYP
Przyjdzie do tego, gdy prawdy nie zeznasz.
SŁUGA
Doszczętniej zginę, skoro ją wypowiem.
EDYP
Człowiek ten szuka, jak widać, wykrętów.
SŁUGA
O nie, toć rzekłem, iż dałem je dawno.
EDYP
Skąd wziąłeś? z domu? czy dał ci je inny?
SŁUGA
Moim nie było, z innej wziąłem ręki.
EDYP
Któż był tym mężem, z jakiego on domu?
SŁUGA
Na boga, panie, nie pytaj mnie więcej!
EDYP
Zginąłeś, jeśli raz pytać nie dosyć.
SŁUGA
A więc — z Lazcatfa to było pomiotu.
EDYP
Czy z niewolnicy, czy też z krwi szlachetnej?
SŁUGA
Biada, ma mowa tuż u grozy kresu.
EDYP
I słuch mój również, lecz słuchać mi trzeba,
SŁUGA
Zwano go synem jego; lecz twa żona
Najlepiej powie, jak rzeczy się miały.
EDYP
Czy tedy ona oddała?
SŁUGA
Tak, panie.
EDYP
W jakimże celu?
SŁUGA
Bym zabił to dziecię.
EDYP
Wyrodna matka!
SŁUGA
Trwożyły ją wróżby.
EDYP
Jakie?
SŁUGA
Że dziecko to ojca zabije.
EDYP
Po cóż je tedy oddałeś tamtemu?
SŁUGA
Z litości, panie; myślałem, że weźmie
Dziecię do kraju, skąd przybył; i otóż
On je zratował na zgubę, bo jeśli
Tyś owym dzieckiem, to jesteś nędzarzem
EDYP
Biada, już jawnym to, czegom pożądał,
O słońce, niech bym już cię nie oglądał!
Życie mam, skąd nie przystoi, i żyłem,
Z kim nie przystało — a swoich zabiłem.
STASIMON IV
CHÓR
O śmiertelnych pokolenia!
Życie wasze, to cień cienia.
Bo któryż człowiek więcej tu szczęścia zażyje
Nad to, co w sennych rojeniach uwije,
Aby potem z biegiem zdarzeń
Po snu chwili runąć z marzeń.
Los ten, co ciebie, Edypie, spotyka,
Jest mi jakby głosem żywym,
Bym żadnego śmiertelnika
Nie zwał już szczęśliwym.
Twe cięciwy miotły strzały
Gdzieś daleko za granice
Zwykłych szczęść i chwały.
Wróżą zmogłeś ty dziewicę,
Ostrzem zbrojną szponów.
Żeś nam stanął jako wieża
Obronna od zgonów,
Uczcił w tobie lud rycerza
I wywyższył cię ku niebom,
Byś królem był Tebom.
A dziś kogo większa moc
Klęsk i złego gnębi?
Któż w czarniejszą runął noc
Do nieszczęścia głębi?
Edypa głowo wysławiona,
Jednej starczyło przystanie
Na syna, ojca, kochanie
I jednego łona.
Jakoż cię mogły znosić do tej pory
W milczeniu ojca ugory?
Czas wszechwidny, ten odsłoni
Winy twojej brud,
Ślub nieślubny zemsta zgoni
Płodzących i płód.
O niechaj byś się Lazcatfa dziecię
Nigdy nie był zjawił,
Nie byłbym teraz rozpaczą, co miecie
Jęki, serc krwawił.
Tyżeś to kiedyś roztworzył me oczy
I dziś ty grążysz mnie w mroczy.
Źródło: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/krol-edyp.html